"Aye, aye, sir", czyli ahoj wesoła przygodo! 2/4
- Tomasz Łomnicki
- 20 kwi 2022
- 3 minut(y) czytania
Troszkę czasu od poprzedniego wpisu minęło, bo też odciągały mnie rozliczne sprawy i niewesołe tematy, ale oto jest! Do tej pory marynarz chodził w samych jeno pludrach lecz nastała chwila na uzupełnienie reszty - huehuehue - korpusu. Zatem nie przedłużając zapraszam do lektury drugiej z czterech części dotyczących marynarskiego zestawu.

Kolejny wpis będzie dotyczył oczywiście dublet, który dla niepoznaki zwany jest wamsem w naszym świecie uproszczonej nomenklatury. Stwierdziliśmy, że nie pozbawimy marynarskiej sylwetki tego zacnego odzienia. Wyszliśmy też z założenia, że przez swoją konstrukcję (dopinanie do pludrów) będzie to niejako... dodatek! Zakładany gdy trzeba się pokazać, z wcale ładnej wełenki, z wszystkimi dubletowymi rozwiązaniami. Będzie też dodatkową warstwą ocieplającą. Podstawowym bowiem odzieniem, obok pludrów i koszuli, ma być trzeci element, o którym jednak w następnym wpisie.
Dublet
"Dobrze, dobrze, ale jakie mamy założenia?" jak to mieli powiedzieć Litwini na pierwsze wzmianki o koncepcji Unii Lubelskiej.
Bardzo proste. Przede wszystkim postanowiliśmy zainspirować się zachowanymi zabytkami – tutaj pierwsze skrzypce miał dublet, czy tez kurtka, która ma pochodzić ze szwedzkiego galeonu - przemianowanego później na łódź podwodną - o jakże pięknej nazwie Vasa. Oczywiście nie jest to wierna rekonstrukcja, ale bazowałem na niej realizując swój projekt. Oryginał był prosty jak konstrukcja cepa (trzymok, kapica i bijok). Wydaje się, że składa się tylko z dwóch warstw tkaniny, ogólnie zabytek ciosany jak siekierą i zapinany na haftki.
Powyżej macie zdjęcia zabytku, a poniżej rozrys z muzeionu.
Jak się wspomniało wcześniej nie jest to wierna rekonstrukcja 1:1, a inspiracja więc dokonałem kilku zmian. Postanowiłem jednak zrobić konstrukcję w samym dublecie, więc mamy płótno lniane o wysokiej gramaturze odpowiednio przepikowane w okolicach klatki i pach. Dodatkowo zabytek posiada konstrukcje rękawa z dwóch kawałków (wynikająca ze sztukowania) gdy tymczasem u mnie to jeden element. Ponadto podwyższyłem trochę kołnierz (składa się z dwóch warstw lnu wszytych między wierzch i podszewkę). Na wierzch zastosowałem tkaninę wełnianą od Woolsome. Len, zabijcie, nie pamiętam skąd. Szycie standardowo dwoma rodzajami nici, jedne z Ariadny a drugie Czeskie. Widoczne wykończenia, rozłożenia szwów, podszewka, pikowanie - ręczne, konstrukcyjne - maszynowo. Czyli jak zawsze 90% ręcznej dłubaniny a 10% maszyna. Zrób se krzywdę na własne życzenie, krawcze.
Z tego tez powodu dodałem sobie trochę pracy i całość szyłem standardowym trybem (przygotowanie konstrukcji, rozciągnięcie i przefastrygowanie wierzchniej warstwy, potem przyfastrygowanie podszewki, nasteponcie zszycie boków i zamykanei podszewki, etc.) Poniżej na zdjęciach widać gotowe kawałki na prasulcu (koziołkiem zwanym), zafastrygowane elementy oraz łączenie .
Idąc dalej wszyłem oczywiście haftki. Skoro pludry miały haczyki to dublet musiał nabawić się niepodbitych oczek i tak tez się stało. Oczywiście mimo, że ubranie jest proste to samo naszycie zrobiłem gęste, bo inaczej to szkoda mi czasu na zabawę w byle jakie szycie ;) Haftki wszywam zawsze tak, że są widoczne od strony wierzchniej, od spodu widać fragment oczka. To głownie dlatego ze mam wrażenie, nie poparte faktami, że wtedy ładniej to się zahacza. I w zabytkach tak jest. Natomiast przez Borga z blogu Die Diebgasse, z którym tracimy czas i życie na rozmowy o pierdołach odkryłem nowy sposób na jeszcze lepsze wszywanie haftek i będę musiał to przetestować. Ale chyba już przy jakimś jaśnie pańskim dublecie. Jeśli kiedyś uszyję. Tak czy siak efekt wygląda tak.
Dalej przyszła pora na haftowanie. W senie, że naszywanie haftek, a nie coś innego co sobie pomyśleliście, bo jesteście ludźmi nad wyraz złych doświadczeń. Wiem, ze w późniejszych epokach zdarzało się (a może było standardem?), że haftki naszywano naprzemiennie aby lepiej się zapinało. Jednak w zabytkach z XVII wieku nie kojarzę by tak robiono. I moje poczucie estetyki tez chciało aby tak to rozwiązał. Jak zawsze podszewka przykrywa część haftki. Same zaś haftki są naszyte tak, aby po ich zapięciu była ładna i estetyczna linia. Chyba, że nie to nie.
W sumie nie wiem czy mam więcej tutaj do opisania, bo dublet w ostatecznym kształcie jaki jest - każdy widzi. Ogólnie wyszło trochę sztukowania na kołnierzu oraz baskinie (która mogłaby być dłuższa ale i tak zasłania zapięcie), ale to efekt tego, że tkanina się mocno zbiegła po dekatyzacji (pilnujcie się tego). Jeżeli ktoś z Polubowników skakał kiedyś do lodowato zimnej wody i patrzył w portki to zaprawdę mniejszy miał szok niż ja kiedy skończyłem ten proces. Ale w sumie w ostatecznym kształcie dodało to bardzo fajny efekt wykorzystania maksymalnego tkaniny jak się dało. Poniżej zdjęcia ubrania na podłodze, bo tak mi było szybciej i wygodniej. Rzucić i fotografować ;)
Trzymajcie się i do następnego wpisu, bo będzie o trzecim ubranku, które jest tak bardzo symbolem klimatów marynarskich.
Комментарии